II rok, kierunek: pedagogika specjalna, specjalizacja : surdopedagogika. Magister? Jeszcze nie wiem, albo tyflopedagogika albo oligofrenopedagogika - jednak co bym nie wybrała i na jakiej specjalizacji teraz nie była to i tak tematyka tej książki pojawiła się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Bo posługiwałam się studencką wiedzą, przekonaniami, wiarą innych i ich pewnością, a także emocjami takimi jak: złość, irytacja, chwilowa nienawiść oraz smutek, wiara, nadzieja, miłość. Mieszanka, która doprowadzała mnie w jednej chwili do wybuchów śmiechu, aby w drugiej doprowadzić do niezmiernej irytacji, do łez a także niekiedy nadziei na lepsze jutro.
"O "dzieciach gorszego Boga" najłatwiej nie mówić. Dorota Terakowska napisała - z niespotykaną wrażliwością i czystością spojrzenia."Jest to historia młodego małżeństwa Adama i Ewy (ona ma 35 lat, on 37). Są szczęśliwi, bogaci, zakochani, z planami na przyszłość. Dopiero co wybudowali doskonały dom, z ogromnym ogrodem, z pokoikiem dla dziecka, kiedy to nastała (według ich mniemania) szpitalna tragedia. Zamiast idealnej córeczki, o idealnie niebieskich oczach, idealnych brązowych włosach i idealnie kształtnych rączkach i nóżkach pojawiło się w ich życiu (jak mówił Adam..) TO. Dziecko zwane niekiedy Mongołem, pieszczotliwie Muminkiem, dobitnie zaś dzieckiem z zespołem Down'a. Niekształne ciało, zapadnięte powieki, wiecznie opadnięta dolna szczęka z wystającym ogromnnym, opuchniętym językiem. Jak powiedział Adam: każda choroba - niewidomy, głuchy, z białaczką, nowotworem... ale nie z zespołem Down'a, nieestetycznym wyglądem wywołującym nieopisaną odrazę. a Ona? Wpierw sądziła tak samo, nazywała dziecko TYM, aby łatwiej pogodzić się z oddaniem dziecka do zakładu specjalnego. Kiedy to niespodziewanie, nieproszenie weszła do gabinetu Anna i zmieniła przyszłość chorego dziecka - przekonała Ewę, że mała, niekształtna dziewczynka to Dar Pana.
I tak to się zaczęło...
Adam odrzucił Marysię zwaną Myszką, zamknął się w gabinecie, a gdy już musiał pójść do kuchni przebiegał przez hol omijając córeczkę, jakby ona w ogóle nie istaniała.
Ewa starała się sprostać wyzwaniu. Skrupulatnie, z cierpliwością uczyła Myszkę "normalnego" zachowania, uczyła ją mówić, a jeszcze dokładniej uczyła samą siebie rozszyfrowywać zachowanie córki. Wychodziła z nią na spacery, choć tak bardzo się jej wstydziła, rozmawiała z obcymi, choć tak bardzo bała się współczucia i ciekawości, szła do supermarketu choć wiedziała, że grozi jej "ośmieszenie" (kiedy to raz Myszka rozebrała się na samym środku, a ze strachu zrobiła siusiu pod siebie i dostała rozwolnienia). Wszystko to Ewa znosiła cierpliwie, choć i nie raz traciła panowanie nad sobą. W końcu była sama, tylko ona rozumiała Myszkę i tylko ona mogła obdarować ją miłością.
Adam zniknął... żył obok ale nie z nimi, dawał pieniądze choć nie spędzał z nimi czasu, podglądał córeczkę ale nigdy z nią nie rozmawiał. Zgubił się... i sam nie wiedział czemu. Ja już wiem, i to jeszcze bardziej mnie smuci.
Ta książka uczy. I to nie tylko podstawowej wiedzy na temat okrutnej choroby jaką jest zespół Down'a ale też uczy cierpliwości, zrozumienia, otwartości - tak samo jak się uczy sama Ewa. W końcu nie takie plany życiowe posiadała, nie przewidziała w swym życiu dziewczynki chorej na debilizm, o upośledzeniu tak głębokim, że zwykłe postawienie kubka na stoliku bywało zbyt skomplikowane. O zaplataniu koszyków nie było nawet co marzyć...
Smutna historia, pełna pozytywnego nastawienia ale niestety bardziej przepełniona negatywnymi emocjami, ze strony obcych ludzi jak i ze strony tych bliskich. Bo tylko wężowi można zaufać... jego Ogrodowi, z jego magicznymi jabłkami.
...jeśli się wsłuchasz to uslyszysz jak trawa rośnie...
------------------
Powoli zaczynam się gubić.. trzy książki rozpoczęte ale nieskończone, czwarta przeczytana, a dodatkowe 3 nawet nietknięte. Coś nie mogę trafić historią na nastrój, dlatego jedno mówie, że czytam, a drugie opisuje w postaci recenzji.. za co bardzo przepraszam. :)