piątek, 30 lipca 2010

Krzysztof T. Dąbrowski - "Anima Villis"


Kurcze, kurcze.. i cóż ja tu powinnam napisać?

Zbiór opowiadań Krzysztofa Dąbrowskiego, dokładniej w postaci cyfry 7, to magiczny świat horroru gdzie występują wiedźmy, kosmici, duchy i inne czerwononose stwory w postaci świętego Mikołaja. I oczywiście jak to w opowiadaniach bywa - akcja dopiero co się zaczyna a 3 kartki dalej już się musi zakończyć.. nie powiem, właśnie to lubie najbardziej w tych krótkich opowiastkach, gdzie w najmniej oczekiwanym momencie trzeba swoje dopowiedzieć, swoje wyobrazić, swoje wyjaśnić.
Bo cóż bardziej nie wciąga jak własne pytania bez odpowiedzi?

...I wszystko w tej książce niby takie piękne: okrutni bohaterowie, straszne krajobrazy, masohistyczne myśli, sadystyczne opisy - jak na horror przystało.
Czego jednak mi zabrakło?
A no wiele rzeczy mi brakowało... przede wszystkim zaskakujących opowieści, które wywoływałyby na mojej twarzy wielkie "łał, tego się nie spodziewałam". Do tego budowanie napięcia było dość mizerne... np. dopiero co główny bohater spotkał "bezdomną kobietę" (bo jeszcze nawet nie wiedział, że to czarownica) a już łomotało mu serce, ciarki przechodziły po plecach a w głowie pojawiała się myśl "uciekajmy". Bez sensu i bez jakiejkolwiek przyczyny nie mówiąc już o logice.

Nie, nie chce powiedzieć, że ta książka jest kiepska i że nikomu bym jej nie poleciła. To nie tak. Gdyż język wg mnie jest fenomenalny - te porównania, opisy, po prostu czytać i się zachwycać. Do tego płynność jaką posługuje się autor jest naprawde dobra, wszystko ma większy (lub mniejszy) sens dzięki czemu zadowala oczy i umysł.

Może więc powinnam napisać coś z osobna o każdej historii?
Nie, chyba nie.
Powiem tylko, że tymi, które podobały mi się najbardziej to: "anima villis" (może dlatego, że wierze w życie po życiu? A może dlatego, że sama posiadam psiaka i ta historia niesamowicie chwyciła mnie za serce...), a także "Przeznaczenie znajdzie drogę". Zaś "Uprowadzenie" jak i "Georgie" były dla mnie płytkie, zupełnie niestraszne oraz bardzo łatwe do odgadnięcia.

Uwielbiam opowiadania, uważam, że można się w nich zatracić niekiedy bardziej niż w niejednej 500stronnicowej książce. Tu jednak do tego nie doszło (oprócz historii pierwszej, która zakończona była idealnie). Ba, wręcz powinnam powiedzieć, że niestety bardzo męczyłam sie czytając tą książke. Już w połowie chciałam ją odłożyć na bok i po prostu zrezygnować z zagłębiania się w opowieściach pana Krzysztofa. Nie poddałam się jednak tej myśli i brnęłam dalej i dalej... nie będąc tym faktem zbyt uszczęśliwiona.

Mimo temu małemu potknięciu nie zrezygnuje z tak bliskich memu sercu opowiadań. Bo niekiedy coś musi się nie spodobać, nawet na przekór tym, którzy myślą inaczej (za co bardzo przepraszam, bo i ja chciałam aby ta książka dotarła do mnie i do mojej duszy...).

...zaś powieści przepełnione horrorem i bólem całkowicie odłoże na bok. Może i są ciekawą odskocznią, ale zbyt brutalną dla mojej osoby. Zdecydowanie bardziej wolę się zatracić w historiach pełnych delikatnego puchu, subtelnej miłości, piękna zachodzącego słońca i pól pełnych niebieskich motyli.
Tak, zdecydowanie.

-------------------
wiem, troszkę to wszystko chaotycznie zostało napisane, jednak bez skrupułów mogę powiedzieć: to wina tej temperatury! rozpływam się i mój umysł także...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz