„Kobieta i mężczyzna rymują się ze sobą.”
Łzy dopiero co otarte. I mimo, że koniec znałam już od pierwszych słów powieści, tak mimo wszystko zaskoczył mnie swą brutalnością - wbił topór w me serce bez najmniejszego przymrużenia oka. Zabolało, ale i udowodniło, że Nić utkana przez Sigrun i Regina nawet po ostatnich słowach zapisanej historii nie pęknie, nie zostanie przerwana ani tym bardziej przecięta. Bo czy to Odyn, czy Chrystus, miłość pozostanie nietknięta. Miała rękę do wyszywania swej miłości. Wpierw każda nić wyszywała ojca, jego odwagę, oddanie, czułość, wiarę. Bo to dla niego powstawały najpiękniejsze wzory powstałe na tle jej gołębiego serca. On był dla niej wszystkim, i w tym się zatraciła. Później poznała jego. Walczącego o jej każdy cal, uśmiechającego się bez krzty zakłamania, oddanego nawet na odległość kilku tysięcy mil. Bo oblewał jej palce miodem, po czym zlizywał z każdego po kolei złocisty napój bogów. I w tym momencie to nie bogowie byli najważniejsi, ale jej piękne złociste włosy, brylantowe oczy i łopoczące serce. Oddała mu wszystko co miała, dała wszystko nowe i stworzyła idealne. Bo syna, przyszłego jarla, spłodziła pasja kochanków, niedźwiedzie zmysły i przywódcze pasje. Córka zaś złożona z najdelikatniejszych piór orła wzniosła się ponad bitwy, ponad tęsknotę i strach, oddana temu co kocha i kochać będzie aż po granice bezstronnego wymiaru czasu. Czy miłość splecie swe dłonie na bezdrożach świata pozaziemskiego? Czy ukłoni im się ich Bóg aby dać cześć nieskazitelnemu uczuciu? Czy zezwoli na wieczność u swego boku? Bo jeśli nie, to po co wierzyć w tak okrutny koniec, w tak okrutną wiarę? Czy nie lepiej podarować wodze wyobraźni i oddania temu, co zapewni róg nierozłąki? Czemu stawiać wiarę ponad to, co najważniejsze za życia? Czy warto? Oni znali odpowiedź.
Powieść pisana natchnioną dłonią. Język piękniejszy od niejednej pieśni wikingów, piękniejszy od złoto srebrnej tarczy najdzielniejszego, piękniejszy od najpiękniejszych snów Walkirii. Poddałam się każdemu słowu, oddałam każde wzruszenie, każde westchnienie. Bo w takim świecie słów chciałabym żyć, w taki sposób śnić, w taki sposób marzyć.
…jedyne czemu się sprzeciwiam to bezkresowi krwi uchodzącemu z końskich szyj i boków. Ofiary składać musieli, bronić swe siostry również, ale pięknu galopu powinni wybaczyć, przyjaźni i oddaniu zwierzęcia. Gdyż to im zawdzięczała Sigrun porozumienie z synem na klifie ponad morzem, to im dziękowała, kiedy przywoziły jej rannego ukochanego z dalekiej podróży, to im powierzała przyszłość zachowanych wspomnień. I to one powinny być zawsze u boku wikingów, nie na dnie świątyni ku ofierze bogom. Temu się sprzeciwiałam w momencie trwania historii i nadal sprzeciwiam przy powrocie do niej.
Mimo to zasnę dziś otoczona aurą piękna powyższej historii.
Dziękuję pani Elżbieto.
Bardzo dziękuję.